A A A A+

W piątek, 30 października o godz. 17.30 zapraszamy, znów po krótkiej przerwie, do czytelni Archiwum Narodowego w Krakowie. Powiększając do znacznych rozmiarów dawne fotografie krakowskich sklepów opowiemy sobie to i owo o działaniu ówczesnego handlu, o sposobach lokowania marek możliwie blisko pieszego – oraz o urządzaniu witryn i lokali.

Od zakończenia wojny krymskiej, prusko-włosko-austriackiej i francusko-pruskiej sklepy europejskich stolic rozpoczęły marsz niepohamowany przez europejskiej ulice. Aż do Wielkiej Wojny 1914-1918 zapanował względny spokój i uroki Fin de siècle. Los odlegle położonych narodów, tłumionych ogniem i żelazem, nie przeszkadzał zbytnio miejskiej wspaniałości. Obywatel, przechodzień – Burgeois dilletante – jak go nazwie literatura, stał się skarbem miasta. Bez powozu (u Balzaca? Obowiązkowo…) bez obawy o ubłocenie sobie butów, mógł się przechadzać po wybrukowanej ulicy i konsumować – z razu oczami – wspaniałości witryn. Sklepy poczęły odpowiadać za przestrzeń publiczną miast. Dziś wiadomo, że powodzenie każdej dobrej  przestrzeni publicznej (jak mawiamy) zależy od  obramowania tej przestrzeni. To właśnie sklepy były najczęściej  tym obramowaniem.

W Dobrym Mieście Krakowie aż do lat 20-tych ubiegłego wieku wszystkie istotne marki, sklepy, hotele i banki, (nawet dworzec kolei żelaznej – prawie…) znane zakłady usługowe etc etc mieściły się nieomal wyłącznie w dzielnicach staromiejskich lub w bezpośredniej ich bliskości. W zabudowywanej sukcesywnie przestrzeni pomiędzy I i II obwodnicą nieomal wyłącznie się mieszkało. Niekiedy chodziło się do szkoły. Z rzadka i tylko przy głównych ulicach (Długa, Karmelicka, Krakowska, Starowiślna) mieściły się sklepy obsługujące bliskie sąsiedztwo i potrzeby przyjezdnych.

Niejedno też zobaczymy Z BLISKA. Zwiedzimy czasy dzieciństwa krakowskich pradziadków.

Konrad Myślik

Zobacz także